Na sukces nie ma recepty. Istnieje za to przepis na wymuszenie poklasku. Prosty, znany, stosowany coraz bardziej nagminnie przez uprawiających teatralne rabatki spryciarzy. Najpierw temat. Trzeba tu się wstrzelić w powszechne i słuszne wołanie o współczesną dramaturgię, mówić o naszym tu i teraz. Oczywiście politycznie, naturalnie przebojowo. Wytykać, chlastać i piętnować. Diagnozy niekonieczne, mechanizmy zbyteczne. Ale zabieg to niezbyt intratny, może się nie opłacić. Komuś się narazimy, kogoś obrazimy, może wyklną, obsobaczą albo, nie daj Bóg, i przeklną. Bezpieczniej zatem poruszyć temat niedzisiejszy, choć koniecznie z niedawnej przeszłości wzięty. Zachowany w pamięci staruszków, kombatantów dawnego systemu, nowym pokoleniom zaś znany jeno z nudnych lekcji historii. Problemu nie należy drążyć ani traktować poważnie. To bardzo trudne. Wymaga czasu, wiedzy, talentu i umiejętności. Nie byle jakich. Najlepiej więc ślizgnąć s
Tytuł oryginalny
Recepta na poklask
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne nr 18