SEZON zaczął się nietypowo, bo w środku sierpnia, miesiąca na ogół najbardziej ogórkowego w roku. W związku z tym recenzja będzie także nietypowa, mianowicie zacznie się od publicznej samokrytyki. Nie da się bowiem ukryć, i żadne sztuczki nie zmienią tego faktu, że facet, któremu płacą za publikowanie swoich opinii o sztukach teatralnych, czyli tak zwany potocznie recenzent, niczym się nie różni od każdego innego człowieka, zasiadającego obok na widowni. Wszelkie inne pogłoski na ten temat są wierutną blagą. Ergo - recenzent jest tak samo ułomnym i słabym człowiekiem, mającym swoje przywary i słabostki. Uprzejmie informuję, że moją słabostką jest utwór Bertolta Brechta pod tytułem "Opera za trzy grosze". Fakt ten, na pozór bez znaczenia, staje się istotny, kiedy mani utwór ów obejrzeć na konkretnym przedstawieniu, w konkretnym teatrze i co gorsza, wydać o nim sąd publicznie, w poważnym dzienniku i za państwowe pieniądze! A wiec: panie
Tytuł oryginalny
Recenzja za trzy grosze
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych Nr 203