Każdy ze znawców sceny i kulis przyznaje się do teatru, "który sobie umiłował". Tak np. red. Vogler przywiązał się wielce do teatru Skuszanki, który od zarania skutecznie popierał, aż się stał jednym z najciekawszych wydarzeń artystycznych w Polsce (mowa o teatrze). Ale i zwykły śmiertelnik, który do teatru chadza nie dlatego, że musi, ale dlatego, że lubi - może mieć swoje szczególne sympatie. Przyznaję się szczerze, że jestem od lat i pierwszego wejrzenia zakochany w krakowskiej "Grotesce". Ilekroć byłem w Krakowie biegłem zawsze do obiektu mojej miłości na ulicę Jana i po uiszczeniu drobnej opłaty syciłem się niewinnie jej wdziękami. "Groteska" nie jest artystycznym zjawiskiem. Zjawisko - to synonim czegoś krótkotrwałego, co pojawia się niespodziewanie i znika, jak kometa, tęcza albo Ludwik Flaszen z brodą w warszawskim Klubie Literatów. A "Groteska" poczynając od uroczych "Igraszek z diabłem" poprzez "Babcię i wnuczka" i
Tytuł oryginalny
Ręce precz od Eurydyki!
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny, Warszawa nr 15