Teatr muzyczny przyzwyczaił nas, że pokazuje świat lepszy i przyjemniejszy od tego, z którym mamy do czynienia na co dzień. Kobiety są młodsze, mężczyźni bogatsi, światła jaśniejsze, a muzyka dodaje wszystkiemu nierzeczywistego uroku. Nawet gdy tak jak w,,Hair" albo "Skrzypku na dachu" tematem jest historia, która wciąga pojedynczego człowieka w swoje tryby, odbywa się to w sposób tak uroczy, że szybko zapominamy o troskach bohaterów. W pamięci zostają przeboje. Musical "Bracia krwi" Willy`ego Russella z początków lat 80., wystawiony niedawno w Rampie jest odstępstwem od tej reguły. Zamiast schodów, piór i efektów specjalnych widzimy na scenie obskurne podwórko z trzepakiem, kawałkiem brudnego muru i kontenerami na śmieci. Na ziemi walają się puszki po piwie. Bohaterami są ludzie, jak to się mówi, z nizin społecznych, co prawda angielskich, ale zawsze nizin. Mówią potocznym językiem, noszą raczej kurtki niż garnitury, a ich głównym probleme
Tytuł oryginalny
Realizm z dreszczykiem
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza-Gazeta Stołeczna nr 44