Przedstawienie nawet tego nie ukrywa. Na wydrukowanym kartoniku autorka adaptacji zapowiada: "Emma musi stać się symptomem powoli uśmiercanej wyobraźni. Jej pożądanie zamiera w apatii i chorobie lub kulminuje w histerii, popychając ku całkowitemu zatraceniu". Jak obiecano, tak zrobiono - powstał spektakl histeryczny, w którym wszyscy drą się wniebogłosy, popadają w drżączkę, dekonstruują pianino, chodzą w zmechanizowanych rytmach. Ma to być wyznanie nowej wiary artystycznej bez wątpienia, jest jednak spłyconą wersją "Pani Bovary", sprowadzającą się do dowodu, że Emma ofiarą mężczyzn jest. Koroną tego przewodu myślowego jest scena - nawet sugestywna, ale "przegadana", czyli wydłużona - w której Emma jest odtrącana przez wszystkich mężczyzn, od męża po kochanka, bez pardonu ciskana na ziemię, popychana, wyszydzana. Tyle że ta scena wyczerpuje całą energię spektaklu, który świat Flauberta upraszcza nieznośnie, oferując w zamian
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd nr 26