"Urojenia" w reż. Tomasza Sobczaka na Scenie na Piekarach Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy. Recenzja Leszka Pułki w Foyer.
Teatr im. Modrzejewskiej nie chce opuścić legnickiego blokowiska. Po Wojcieszku do samu na Piekary zaprosił widzów Tomasz Sobczak. Pierwsza scena "Urojeń". Bolesna jasność lamp jarzeniowych. W głośnikach rzęzi industrialna muzyka. Wykafelkowany po sufit były magazyn mięs w pawilonie. Anika i Patryk siedzą oparci o kaloryfer. Chichoczą, szepczą, flirtują, jak uczniacy na szkolnym korytarzu. Coraz głośniej. Wreszcie zaczynają przerzucać się telewizyjnymi banałami, urywkami ścieżek dźwiękowych reklam, seriali, refrenów z list przebojów. "Chciałabym być jak Pamela Anderson, ale mam za małe cycki" - rzuca Anika. Na podłodze rozłożony jest materac. Młodzi figlują na nim, bawiąc się ciałami, słowami. Prowadzą swój domowy reality show. Wymyślają scenariusz na pięć minut sławy w mediach. Inny real nie ma dla nich sensu. Praca, trud, gromadzenie są nic niewarte. Nie warto także być sobą. Trzeba być kimś. Najlepiej kimś z telewizji. Słowa "