"Udręka życia" w reż. Adama Opatowicza w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.
ON i ona, Jona i Lewiwa, stare małżeństwo, noc i wspólne A w istocie: wspólne życie, jak skopana pościel i przerwany sen; życie, którego kres właśnie nadchodzi. Skromna, by nie rzec żadna, fabuła, kameralna narracja, ascetyczna sceneria, metafora w tle, ale nie nazbyt nachalnie z tego tła ku nam wyglądająca. NIC nowego niby, podobnych sztuk powstało wiele, ukuto nawet dla nich termin "komedia rodzinna", a przecież "Udręka życia" izraelskiego dramaturga Hanocha Lewina - grana z powodzeniem na całym świecie, a od dwóch lat robiąca furorę i u nas - traktowana jest dużo poważniej niż większość z nich. I słusznie, jako że wykracza poza gatunkowe granice, opowiadając już nie tylko o kryzysie małżeństwa, ale o kryzysie bycia razem. Bycia w ogóle. Tak się składa, że nasza cywilizacja i kultura łączą ludzi w pary; dając im nie tylko biologiczną szansę przedłużenia gatunku, lecz i obronę przed samotnością. Samotnością dotkliwszą bardziej