Przez cały mijający tydzień w kulturalnym Sopocie władzę trzymał Beckett. Nade mną akurat nie. Ale trzymał. Sopockie seminaria, warsztaty i prezentacje Back to the Beckett Text to impreza cokolwiek w kategorii szpital dla lekarzy. Bo toć niby mamy w Trójmieście pięć teatrów na krzyż, ale w mijającym tygodniu do żadnego z nich jakoś żadna ze sztuk Becketta drogi nie znalazła. A przecież była okazja - pisze Henryk Tronowicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Mogę tak powiedzieć, bo mam wciąż w oczach Tadeusza Łomnickiego, którego przed ćwierćwieczem oglądałem w "Ostatniej taśmie" Becketta, w teatrze Studio w Warszawie. Niewiele zdarzyło mi się w życiu obejrzeć kreacji o takiej sile ekspresji. Inna rzecz, że doskonałe było niemal wszystko, co Łomnicki w teatrze grał. Ale w monologu Krappa w "Ostatniej taśmie" - posłużę się słowami Marii Bojarskiej - "aktorstwo Łomnickiego było wstrząsające, bo on jednocześnie był Krappem i wiedział o Krappie wszystko. Nawet to, co Krapp wolałby ukryć". Na wieść o wirtuozerskiej kreacji Peter Brook, twórca legendarnej londyńskiej inscenizacji "Króla Leara", wybrał się do Warszawy i silnie po spektaklu poruszony, niemal w trybie polecenia namawiał Łomnickiego, aby aktor czym prędzej przywdział szaty Leara. Łomnicki od młodości słynął z fenomenalnej zdolności modulowania dialogu. Przechodził niepostrzeżenie od patosu do karykatury. Od liryzmu do błaz