Andrzej Strzelecki kłania się łaskawej publiczności, syty oklasków. Długich i serdecznych. Był wyraźnie zadowolony z tego iż zadowolenie tak szczodrze okazali widzowie. Tak. Otrzymaliśmy w darze przeszło godzinę dobrej zabawy, ze szczyptą gorczycy. I dużo śmiechu - tak niezbdnego w szarości, brzydocie i zmęczeniu. Radośnie śmiał się sąsiad z prawa i sąsiad z lewa. Za mną huczał Tomasz Raczek, najgłośniej przy piosence o Buddzie, z pod tekstem męsko-damskim. Myślę, iż ten budynek rzadko bywał świadkiem tak gorącej aprobaty ze strony publiczności. Teatr Na Targówku jakoś nie miał szczęścia do dyrektorów? do twórców? W każdym razie nie wypracował swojego własnego stylu. Trochę muzyczno-rozrywkowy trochę poetycki, trochę z ambicjami dramatycznymi przez duże D. Ni to, ni sio. Pamiętam, że po obejrzeniu tu "Pierwszego dnia wolności" przysięgałam sobie, że nigdy więcej... Tak więc Andrzej Strzelecki musi, to znaczy
Tytuł oryginalny
Rampa na Targówku
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Demokratyczny nr 49