"Billy Elliot paralita" - powiedział kiedyś o sobie ironicznie. Tak jak bohater filmu o cudownym dziecku baletu pochodził z biednej górniczej rodziny. Rafała Urbackiego poznałem, gdy jeździł na wózku. Jakiś czas później zaczął nie tylko chodzić, ale też tańczyć. Był wtedy studentem krakowskiej reżyserii; o tańcu mówił jako o formie swojej rehabilitacji - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
Gej, który przygodę ze sztuką zaczynał w katolickim duszpasterstwie. Mówił o tym z pewnym zażenowaniem, ale mówił otwarcie. Jego debiutanckie solo "Mt 9,7" pozostaje do dziś jedną z najdojrzalszych wypowiedzi o Kościele. Zapis tego przedstawienia mógłby się znaleźć na wystawie Daniela Rycharskiego "Strachy". Spektakl Urbackiego był także fenomenalnym przykładem scenicznej autobiografii. 27-letni artysta opowiada o tym, jak szukał swojego miejsca w kościelnej oazie, jak marzył o zostaniu księdzem. Jak spotykał się z litością i fałszywym współczuciem, wreszcie - z odrzuceniem. Sztuka Urbackiego była taka jak on sam: piekielnie inteligentna i zaskakująca przewrotną siłą. Miesięcznikowi "Replika" mówił: "Wiele osób niepełnosprawnych wpada w schemat świat jest pełen wrogów albo nikt mnie nie zrozumie, ponieważ nie jest na moim miejscu. Trzeba dać sobie samemu szansę! Podobnie jest wśród gejów, nie? Wychodzisz z szafy i potem tylko rozgl