Tytuł spektaklu wcale nie musi odpowiadać treści. Czasem nawet wręcz kamufluje albo przykrywa coś innego. Tak też jest z najnowszą inscenizacją warszawskiego Teatru Powszechnego "Muzyka- Radwan". Wybór muzyki jednego i najbardziej znanego kompozytora teatralnego Stanisława {#os#969}Radwana{/#} (ucznia Krzysztofa {#os#5776}Pendereckiego{/#} i Pierre Schaeffera) i monograficzny spektakl pod takim, trochę zagadkowym, trochę dętym, tytułem usprawiedliwiałby jedynie śmierć twórcy, lub w najlepszym wypadku "bardzo okrągła rocznica". Tymczasem z programu dowiadujemy się, że kompozytor żyje, jest tylko straszliwie niepunktualny i niesłowny, a zatem skonstruowanie spektaklu z muzyką już wcześniej napisaną, wybawia realizatorów widowiska od dreszczy niepewności. Gadu-gadu. W istocie spektakl?, opera?, kabaret? to, przynajmniej w pierwszej części, akademia żałobna w intencji tego, co było, co jest i chyba będzie. Poszczególne teksty i na
Tytuł oryginalny
Radwan to my
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty Nr 39