Tłumy. Salon, kawiarnia, off Broadway warszawski, off literatura, off publicystyka, off polityka... Kto tam nie był, kto się nią tłoczył...! Najpierw do bufetu, bo dawali batony czekoladowa i prawdziwą czekoladę (tej zabrakło szybciej) a wszystko tylko za gotówkę, bez bonów i świadectw urodzenia nieletnich dzieci, bez sprawdzania wpisów do dowodów osobistych. Potem - już na salę. Zaproszeń zabrakło, albo je pokradziono, miejsca okazały się być podwójnie i potrójnie obsadzone, a bronione z werwą godną wielkiej sprawy. Kiedy wreszcie usiedli ci, co mieli na czym (a stojący znaleźli pozycję stania najdogodniejszą) rozpoczął się... show pralniczy w pralni "Radosny dzwon". Trwał z przerwą godzin dwie, skończył się aplauzem sali, skandowaniem: autor, autor. Dośmieszeni, dopieszczeni żartem, dowcipem, metaforą, łaskotaniem, analogiami złożyli widzowie szacownego Teatru na Woli hołd reżyserowi spektaklu i autorowi jednocześnie Stanisławowi Tymow
Tytuł oryginalny
Radosny dzwon na Woli
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 17