Teatr Nowy z Łodzi wystąpił gościnnie w Warszawie ze sztuką Becketta "Radosne dni". Świetna to sztuka i bardzo dobre przedstawienie. Scena jest pusta. Pośrodku, w kopcu piasku, tkwi uwięziona po piersi kobieta. Wkoło tylko horyzont - nic ani nikogo. Gdzieś za kopcem niewidoczny, znajduje się mężczyzna. On i ona spędzili ze sobą życie. Przy pomocy najprostszych środków Beckett stawia widza wobec tego co nieuchronne. Upływający czas przysypuje Winnie, mijające dni nakładają się na siebie banalnie, szaro, bezsensownie. Dni wypełnione krzątaniną, rozmówkami, wspomnieniami. Nic się nie dzieje i nic się nie stanie. Może dawniej, w młodości, coś się działo, życie miało jakiś sens inny niż tylko czekanie na koniec. Zapadająca się coraz głębiej Winnie nie umiałaby na takie pytanie odpowiedzieć. Uczy się tylko teraz, jest tylko czas teraźniejszy i strach przed przyszłością. Przed tym co konieczne, naturalne, dotyczące wszystkich. I mimo, że t
Tytuł oryginalny
Radosne dni
Źródło:
Materiał nadesłany
"Zwierciadło" nr 14