Nigdy nie słuchał reggae, ale za to przez wiele lat był harcerzem i do dzisiaj fascynuje go astronomia. Nam opowiada m.in. o niedawno zakończonym obozie aktorskim w Gromie na Mazurach i o tym, dlaczego wybrał studia w Krakowie, a nie w Warszawie.
Jak minął panu czas spędzony na Mazurach? - Jak zawsze fantastycznie. Czyli dość często pan u nas jest? - Krzysztof Jasiński (założyciel i dyrektor krakowskiego Teatru STU - red.) od czasu sztuki "Biesy", której premiera była z 10 lat temu, ma taki zwyczaj, żeby otwierać pracę nad spektaklami w Gromie. Bywa też tak, że czasami na tym obozie finalizujemy je, więc nie można powiedzieć, że są to typowe urlopy. Oczywiście istnieją tam warunki urlopowe, ale my pracujemy w pełnym wymiarze godzin, a nawet nadgodzin. Niezbyt często chyba można usłyszeć o obozach aktorskich... - To jest bardzo efektywna forma pracy, ponieważ jesteśmy skoszarowani w jednym miejscu, odcięci od codziennych zajęć czy rodziny. Kiedy w normalnym systemie teatralnym człowiek wychodzi po czterech godzinach jednej próby i cztery godziny później na nią wraca, to traci się bardzo dużą część energii. Na Mazurach jesteśmy w tym procesie cały czas. Jasiński sprawdził te