- Prowadzę wojnę z gnuśnością, z lenistwem, z tym, że ludziom teatru nie chce się dziś ruszyć dup ani mózgów, żeby zbadać inne obszary niż te, które już sobie opalikowali, w których czują się cieplutko, miło i fajnie - mówi JAN KLATA, reżyser.
Przez kilka lat bojkotował teatr, by potem przez kilka lat szukać sceny, która go przyjmie. Swoimi przedstawieniami wywołał dyskusję o tym, co wolno, a czego nie wolno w teatrze. Sam uważa, że wolno wszystko. I co jeszcze? O tym opowiada nam Jan Klata - jeden z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów teatralnych ostatnich lat. Magda Kuźnik: W wieku 13 lat zdobył Pan nagrodę w konkursie dramaturgicznym, a dwa lata później zagrał epizod u Kieślowskiego. Cudowne dziecko? Jan Klata: - Nie wiem, czy byłem cudownym dzieckiem, ale atmosfera w moim domu zdecydowanie sprzyjała robieniu czegoś poza chodzeniem do szkoły. Matka zajmowała się teatrem i byliśmy z bratem w jej zespole. To była ciekawa praca - bardziej nad sobą, niż nad spektaklami, chociaż z tego, co pamiętam, widzowie też się nie skarżyli. Gdy został ogłoszony konkurs na napisanie dramatu dla dzieci i młodzieży, po prostu usiadłem i napisałem. Wydrukowano go w "Dialogu", wystawiono w Teatrze