"Król Roger" Karola Szymanowskiego w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Sylwia Krasnodębska w Gazecie Polskiej Codziennie.
Niespełna 100 lat temu Karol Szymanowski stworzył wraz z Jarosławem Iwaszkiewiczem operę "Król Roger". Był to owoc fascynacji starożytnością i orientem. Mariusz Treliński, najgłośniejszy współczesny reżyser operowy, po raz kolejny sięgnął po ten tytuł. Wystawiony w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej spektakl to też owoc pewnych jego fascynacji. Ale niestety głównie efektami specjalnymi, zgrabnymi tancerkami i kinem. Niestety, bo Treliński dał się ponieść błyskotkom i zgubił sedno. Przy takiej randze twórcy - nie do przyjęcia. XII wiek, Sycylia. Król Roger, wyznawca Jezusa Chrystusa, dowiaduje się o tym, że w okolicy pojawił się szalony, bluźnierczy pasterz. Lud chce ukarać innowiercę. Król pod naciskiem ukochanej Roksany zgadza się na spotkanie i wysłuchanie pasterza. Ten odśpiewuje pieśń "Mój Bóg jest piękny jako ja", potwierdzając jedynie doniesienia, że jest bluź-niercą. I wszystko od tego momentu powinno być jasne. Jednak a