"Kram z piosenkami" to trochę after party po protestach pod Teatrem Powszechnym w Warszawie, zbieranie okruchów i śpiewogra po Oliverze Frljiciu - pisze Kinga Kurysia z Nowej Siły Krytycznej.
Co by tu zbroić i zmajstrować nurkując jednocześnie po uszy w wielkiej skrzyni wyciągniętej z lamusa? Agnieszka Klepacka i Maciej Chorąży (Bracia) znów rozkładają na scenie kram ze scenografią pełną kiczowatych bibelotów, które przyciągają już tylko kurz. Wyblakłe vintage kostiumy aktorek i aktorów, wydają się być już tylko ożywiane przez mole. Nad sceną welurowe zasłony i malutki kupidyn, który celuje strzałę w dół, podobnie jak neonowe serce przebite papierosem z chmurzastymi ulatującymi dymkami w wałbrzyskim przewspaniałym spektaklu Cezarego Tomaszewskiego według scenariusza Aldony Kopkiewicz "Gdyby Pina nie paliła, to by żyła". Na białych bryłach czasem trochę różu, czasem inne światła, jakieś krzesła, kolorowe kubeczki, długi stół, dystrybutor z wodą, w centrum potwornie brzydka, mała scena na podwyższeniu ze srebrzastymi zasłonami. Gdzieniegdzie samotne fikusy benjamina, po prawej stronie białe pianino, obok keyboard Casio.