Zadarę temat śmierci zdaje się interesować najbardziej. Analizuje wydarzenia prowadzące do tragedii, pyta o jej przyczyny. W kontekście rosnącej liczby samobójstw nastolatków tekst nabiera nowych sensów - o spektaklu "Romeo i Julia" w reż. Michała Zadary w STUDIO teatrgalerii pisze Marta Żelazowska z Nowej Siły Krytycznej.
Filmowa adaptacja "Romeo i Julii" w reżyserii Baza Luhrmanna z 1996 roku (polska premiera rok później) zrobiła na mnie, wówczas nastolatce, ogromne wrażenie. Dramat Williama Shakespeare'a (szkolna lektura postrzegana zazwyczaj przez uczniów jako nudna ramota) przeniesiony w realia amerykańskich przedmieść końcówki lat dziewięćdziesiątych nabrał świeżości i wyrazistości. Na młodych widzów film działał jak magnes, szkoły chodziły na projekcje niemal masowo. Michał Zadara w stołecznej Teatrgalerii Studio korzysta z tego sprawdzonego patentu. Historię kochanków z Werony osadza we współczesnej Warszawie, a role nastoletnich bohaterów Shakespeare'a powierza ich rówieśnikom. Grają dzieci walczących o wpływy w mieście "rodzin" mafijnych. Pomysł przeniesienia klasyki w dzisiejszy świat tym razem nie do końca się sprawdził. Młodzieży na pokazie nie brakowało, ale niestety dało się odczuć edukacyjne założenie spektaklu. Reżyser i scenarzysta