Każda inscenizacja "Hamleta" jest wydarzeniem. Inscenizacja telewizyjna to wydarzenie do N-tej potęgi. N-tej, to znaczy niewiadomej, bo nie wiemy dokładnie, ile osób zasiada przed włączonym telewizorem - jedna? pięć? jeszcze więcej?, a co ważniejsze, nie wiemy, Jakie były ich reakcje, co ze spektaklu odbierały, jaki ślad po nim zachowały w psychice. Z małej, prywatnej "sondy" jaką przeprowadziłam, wynikałoby, że "Hamlet" w reżyserii Jana Englerta podzielił telewizyjną widownię: jednym się podobał, innych - znudził. Z tym że bardziej chyba podobał się kobietom niż mężczyznom. Czy dlatego, że jesteśmy mniej krytyczne, łatwiej też ulegamy emocjom? Czy innej jeszcze, równie prostej przyczyny: tej mianowicie, że odtwórca roli tytułowej Jan Frycz, należy do niewielu "gwiazdorów" młodszego i najmłodszego pokolenia, dysponujących klasycznymi warunkami amanta: wysoki, zgrabny, o regularnych rysach i wyrazistych oczach? A to się jednak liczy. Tak, j
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka, nr 47