Stanisław Ignacy Witkiewicz zawsze obecny był na afiszu teatru swojego imienia na Chramcówkach. Nierzadko jednak mógł być nieźle zaskoczony kierunkiem interpretacji: w katastroficznej wymowie utworów zakopiańczycy próbowali odnaleźć (nawet i przemocą) iskierkę nadziei. O żadnej takiej iskierce nie sposób mówić w realizacji "Kurki Wodnej". Andrzej Dziuk wraz ze scenografem Markiem Mikulskim wtrynili bohaterów tej "tragedii sferycznej" na podest-tratwę dryfującą w czarnej przestrzeni; na brzegu majaczy zielona latarenka, ale tratwa nigdy tam nie dopłynie. Męsko-damskie przekładance, terror rodzicielskich ambicji, pożądanie, sztuka i rewolucja, kręcący się w kółko czas - wszystko to jest unieważnione, zglajchszaltowane i puszczone w dryf; końcowe "pas" (w finale postacie grają w brydża na gruzach swojego świata) zabrzmiało może mroczniej niż kiedykolwiek na tej scenie. Spektakl jest krótki, mocny, grany zespołowo, z pełną dyscypliną i wzajemną
Tytuł oryginalny
Puszczone w dryf
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 34