To historia dwunastu kobiet, które biorą jako zakładnika dyrektora firmy produkującej damską bieliznę, ponieważ ten chce przenieść firmę do Azji. To historia kobiet, które walczą o utrzymanie ich stanowisk pracy - z Flavią Coste, autorką sztuki „Korepetycje z miłości”, która będzie miała polską prapremierę w sobotę 2 grudnia w Teatrze Powszechnym w Łodzi, rozmawia Dariusz Pawłowski w „Dzienniku Łódzkim”.
Przed nami polska prapremiera kolejnego Pani tekstu, po wystawionej w maju także w Teatrze Powszechnym w Łodzi sztuce „Replay”, tym razem o tym, że mimo wszystko się kochamy. Świat nam się̨ trochę̨ rozsypał, relacje rozluźniły, pozamykaliśmy się w swoich bańkach. Czy już tylko artyści widzą, że lekarstwem na nasze bolączki jest miłość́?
Mam nadzieję, że nie! Uważam, że moją rolą jako autorce sztuk jest dawać́ odbiorcom przyjemność́, przypominając jednocześnie o istotnych sprawach – byciu uważnym na innych, słuchaniu drugiej osoby bez przerywania jej... To drobne rzeczy, o których czasami zapominamy, ponieważ życie nas przytłacza. Czasami pewne nawyki czy zmęczenie mogą̨ zmącić romantyczną relację. Tymczasem jestem przekonana, że miłość́ jest rozwiązaniem, choć́ inną kwestią jest to, jak trudno jest kochać́. Jak trudno jest żyć jako para. Zanim między dwojgiem ludzi pojawią się gniew, złość czy rozdrażnienie, które są początkiem wzajemnego rozczarowania sobą, trzeba – moim zdaniem – mieć́ odwagę̨, żeby wybrać́ jedną z dwóch dróg: odejść albo poszukać́ pomocy. Stąd wziął się pomysł na postać́ Doktora Love, który pojawia się w „Korepetycjach z miłości”. Jest jak dobra wróżka, która ratuje parę uwięzioną w rutynie codziennych kłótni. Wiele par krzywdzi się wzajemnie (włącznie z przemocą̨ fizyczną), co pokazuje, jak trudno jest kochać, szanować się... To nie zawsze jest instynktowne, nie zawsze przychodzi nam naturalnie. Miłość́ jest nam niezbędna, a co najważniejsze, możemy się jej uczyć. Z kolei sztuka może być zarówno naszym przewodnikiem, jak i odbiciem naszych czasów.
Pani tekst jest komedią, miłość – pomimo różnych kłopotów codzienności – jawi nam się jako emocja wzbudzająca radość i uśmiech. Czy może to oznaczać, że łatwiej i przyjemniej dla autora jest opowiadać o miłości w komediowej konwencji?
Myślę, że nie. W komedii trzeba spojrzeć na miłość w oryginalny sposób – z perspektywy, która pozwala się śmiać i jednocześnie inspirować do mądrej refleksji. To trudne.
Co w Pani odczuciu jest najistotniejszą myślą tej sztuki? Z jakim przesłaniem chciałaby Pani, żebyśmy opuszczali teatr?
Nie jesteśmy w stanie zmienić innych, ale możemy pracować nad sobą. Jeśli jakaś relacja sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi, powinniśmy coś z tym zrobić. Czasami jesteśmy w stanie zmienić, ocalić nasz związek, a czasami po prostu nie. Problem może tkwić w komunikacji, a czasami dociera do nas, że już się nie kochamy. Bądźmy odważni w naszych decyzjach. Życie jest za krótkie, żebyśmy zbyt długo byli nieszczęśliwi.
„Replay”, który poznaliśmy wcześniej to tekst właściwie na dwóch aktorów, „Korepetycje z miłości” to także skromna obsada. Czy jako autorka woli Pani tak kameralne, a zarazem emocjonalne formy?
Nieszczególnie. Puszczam wodze wyobraźni i powołuje do życia tyle postaci, ile wymaga historia. Tytuł mojej kolejnej sztuki to „12 wściekłych kobiet”. To historia dwunastu kobiet, które biorą jako zakładnika dyrektora firmy produkującej damską bieliznę, ponieważ ten chce przenieść firmę do Azji. To historia kobiet, które walczą o utrzymanie ich stanowisk pracy. Kiedy przyjechałam do Łodzi, ciekawym dla mnie odkryciem było, że Łódź była największym ośrodkiem przemysłu tekstylnego w Europie. W prywatnych teatrach we Francji realizacja spektaklu z tak dużą obsadą jest praktycznie niemożliwa (może polskie teatry byłyby nią zainteresowane)? W tej komedii społecznej ważne dla mnie jest zwrócenie uwagi na coraz bardziej powszechne zjawisko zamykania fabryk. Często prowadzi to do utraty pewnego „know how”. Chciałam również podkreślić, że kobiety, które kończą pięćdziesiąt lat, wciąż są w pełni sił. Ja w tym roku skończyłam pięćdziesiąt lat i wierzę, że wciąż mam wiele do zaoferowania.
Od czego Pani zaczyna przystępując do pracy nad kolejną sztuką? Czyni Pani jakieś przygotowania, czy też oddaje się własnej wyobraźni i wrażliwości?
Obserwuję ludzi i pozwalam mojej wyobraźni mnie prowadzić. Lubię kreować historie, ale przede wszystkim inspiruje mnie to, czego doświadczam. To na pewno jest wyczuwalne w tematach, które podejmuję.
Jest Pani również aktorką i reżyserką. Czy znajomość sceny od strony wykonawcy ułatwia pisanie tekstów na potrzeby teatru, konstruowanie dialogów?
Oczywiście. Nie byłabym w stanie pisać tak, jak piszę, gdybym nie była aktorką. Każda postać w sztuce ma swój język, swoje odruchy. Najbardziej zawsze interesuje mnie budowanie postaci poprzez dialogi, cechy charakterystyczne bohaterów.
Miała Pani okazję odwiedzić Łódź przy okazji poprzedniej premiery. Co z wizyty w naszym mieście zostało Pani w pamięci?
Bardzo podobała mi się autorska interpretacja reżyserki Magdaleny Małeckiej-Wippich i gra aktorów. Projekcje wykorzystane w spektaklu (koszmary i wizje pacjenta) były swego rodzaju hołdem dla kina niemego. Spektakl jest zabawny, poetycki i odkrywczy. Ta sztuka do tej pory nie była wystawiana we Francji, więc moja wizyta w Teatrze Powszechnym w Łodzi pozwoliła mi zobaczyć pierwsze reakcje widowni na tę sztukę i utwierdziły mnie w przekonaniu, że tekst trafia do odbiorców.
Podróże są niezwykłą okazją, aby poznawać miejsca i ludzi. W Łodzi miałam przyjemność poznać dyrektorkę Ewę Pilawską i jej zespół, wielu aktorów. Jestem wdzięczna Witkowi Stefaniakowi, tłumaczowi moich sztuk, który jest takim moim aniołem stróżem. Podczas każdej wizyty pokazuje mi nowe miejsce, Polska budzi we mnie szczególne emocje, ponieważ moja babcia od strony mamy była Polską. Chciałabym, żeby wiedziała, że moje sztuki są tłumaczone na polski i grane w Polsce!
Teatr, jak niemal każda dziedzina aktywności człowieka, kieruje się modami. Jak wygląda teraz teatr we Francji, co jest modne?
Nie oglądam wszystkich spektakli, więc nie potrafię powiedzieć szeroko o trendach. Obecnie moja sztuka „Replay” jest grana w Paryżu. We Francji jej tytuł to „Borderline”. Temat jest bardzo aktualny, ponieważ po długim okresie lockdownu związanego z COVID-em we Francji bardzo wiele osób korzystało z pomocy psychologów. Zdaje się, że w tym kontekście wielu widzów oraz psychologów bardzo docenia to podejście do chorób psychicznych z odrobiną humoru.
A czy widzi Pani zagrożenie dla teatru i jego twórców ze strony sztucznej inteligencji?
Mam nadzieję, że nie. Chcę wierzyć, że sztuczna inteligencja nie będzie w stanie stworzyć historii ani napisać dobrej sztuki. Sztuczna inteligencja jest zbiorem danych, nie ma oczu, dzięki którym mogłaby obserwować świat, ani serca, aby czuć i przekładać emocje na tekst. Jestem małą mróweczką we wszechświecie, ale żyję i mam mózg.
Nad czym obecnie Pani pracuje?
Piszę drugą powieść, a w przyszłym roku planuję zaadaptować dla moją pierwszą sztukę – „Kumulacja” (grana jest obecnie w warszawskim w Teatrze Kamienica). Ta sztuka jest prezentowana w wielu krajach – od Europy po Amerykę Południową. W lutym lecę obejrzeć kolejną jej realizację w Miami. Potem planuję napisać nową sztukę.