- Tak długo, jak inicjatywy animatorów życia kulturalnego nie znajdą wsparcia organizacyjnego, a nade wszystko finansowego w kasie samorządowej, tak długo na pytanie, co robić podczas letniego wieczoru, jedyną odpowiedzią będzie - iść spać - pisze Michał Lenarciński.
Łódź, w porównaniu z Warszawą, Wrocławiem, Poznaniem czy Gdańskiem, w sezonie letnim zamienia się w pustynię kulturalną. Szeroko pojęta rozrywka sprowadzona jest w miesiącach letnich do poziomu pubów i dyskotek. Nieliczne koncerty muzyki poważnej i jazzu to rodzynki w zakalcowatym cieście. Oczywiście można narzekać na brak bogatej oferty kulturalnej, ale z drugiej strony warto postawić sobie pytanie, kto miałby być odbiorcą potencjalnych wydarzeń? Zwolennicy korzystania z przywilejów sezonu ogórkowego podkreślają, że Łódź jest specyficznym miastem. Elżbieta Magin, szefowa Biura Obsługi Widzów Teatru Wielkiego, kłopot z wypełnieniem widowni ma już od maja, gdy łodzianie rozpoczynają sezon działkowy. Dwie strony medalu Choć trudno powiedzieć, że w miesiącach urlopowych miasto pustoszeje, to jednak liczba chętnych do odwiedzania instytucji kultury jest zdecydowanie mniejsza. Inna sprawa, że propozycje organizatorów życia kulturalnego nie