Po "Burzy" Warlikowskiego oraz "Morzu i zwierciadle" Grzegorzewskiego, spektakl Kiliana to krok w tył. Jakby artyści z Polskiego nosa z teatru nie wystawiali, żeby sprawdzić, czy tam na zewnątrz coś się czasem przez lata nie zmieniło. Wbiega młoda, urodziwa dziewczyna i recytuje natchniona, jak w szkole uczyli, tekst Ariela. "Na królewski statek spadłem i siałem płomienistą grozę" - dudni wzniosie. Druga Eichlerówna. Tyle że powinna być Małgorzatą Lippman i im szybciej nos z Polskiego wystawi, tym lepiej. Czar i nadzieja na nowe odczytanie "Burzy", oryginalną inscenizację, pryska więc już w pierwszej chwili, a gdy na scenie pojawia się szarpany wichrem okręt i aktorzy gibają się miarowo, że niby statkiem tak rzuca, to już wiadomo, co będzie grane. Będzie grana baśń. Z całym przypisanym jej sztafażem, kostiumami z atłasu, kurzem 90-letniej sceny. Baśń, czyli gładź. A pod nią próżno szukać głębszych sensów. Zastąpiła je p
Tytuł oryginalny
Pusta baśń
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 61