"Ferdydurke" w reż. Jacka Milczanowskiego w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczaj- Białystok.
Mów natychmiast dupa; to nasza jedyna obrona przed pupą! - krzyczą do Józia koledzy. I wszystko jasne - w takim kontekście dolna część ciała pojawia się jedynie u Gombrowicza. Ciągle uniwersalnego, ciągle zabawnego i - na szczęście - w Teatrze Dramatycznym nie stłamszonego Nie będę kryć, do Dramatycznego szłam z rezygnacją. "Ferdydurke" to tak specyficzny rodzaj tekstu, że radzi sobie z nim niewiele teatralnych kompanii. Najczęściej nie dźwigają ciężaru genialnej prozy, nie potrafią wydobyć zeń finezji, tam gdzie ma być lekko, robi się ciężko... Tymczasem - miłe zaskoczenie. Odwołać muszę, i chcę, wcześniejsze poczucie niechęci. Zespół Węgierki zadaniu sprostał, Gombrowicza skroił całkiem zgrabnie. Mistrzostwo "Ferdydurke" polega na przewrotnym żarcie, pięknej polszczyźnie i kompozycji, w której narracja przeplata się z rozbudowanymi dygresjami. W przypadku przełożenia Gombrowicza na scenę najważniejsze stają się dwie kwes