Adaptacja dokonana przez Macieja Prusa na "Panu Puntili i jego słudze Mattim" Brechta nie jest zabiegiem powierzchownym, mechanicznym "uwspółcześniactwem". Myślowo konsekwentna i rzetelna, transponuje na język dzisiejszych zależności między sceną a życiem to, co było prawdą w epoce Brechta. Przekłada strukturę Brechtowskiego myślenia o walce Mattiego z Puntilą na strukturę myślenia dzisiejszego. To, co u Brechta było jeszcze dzianiem się, alegoryczną akcją, groteską, u Prusa jest żywą skamieliną, ruchem bohaterów ukostiumowanych jak u Geneta.
Wyszedłszy ze słusznego założenia, że dziś postacie obszarników i kapitalistów nie mają już tej plakatowej ostrości co w epoce Brechta, że złożoność współczesnego życia odebrała im prawdę wyrazu także w sztuce, Prus poniósł niestety teatralną klęskę. Przedstawienie "Pana Puntili" jest jak gdyby pierwszym szkicem sytuacyjnym przemyśleń: brak mu teatralnego dynamizmu i ostrości Brechta. Adaptator i reżyser w jednej osobie usunął całkowicie sceny "klasowo ostre", antagonizujące bohaterów: nie ma w inscenizacji krakowskiej ani handlu żywym, roboczym towarem, zniknął dramat "czerwonego" Surkkali, nie ma sceny wielokrotnych groteskowych zaręczyn Puntili z dziewczętami ani jej finału - opowieści fińskich. Sam bohater tytułowy częściej jest pijany niż trzeźwy (skąd wynikają niebagatelne wszak implikacje) i bardziej przypomina postać ze snu niż z rzeczywistości. Matti, odarty z wielowątkowej motywacji swojej postawy społecznej, jako in