Gdybym miał określić w jednym zdaniu swój stosunek do sztuki Paula Claudela "Punkt przecięcia", po wiedziałbym chyba tak: - Jest w równym stopniu irytująca, jak urokliwa.
IRYTUJĄCA nadmiarem modnego w epoce pisarza pięknosłowia, zawikłaniami, niejasnościami dialogu, metafizyką miłości, przywodzącą na myśl Przybyszewskiego. Urokliwa w całym swym niezwykłym, pełnym napięcia klimacie, w rozedrganym, pełnym zaskoczeń przebiegu akcji i równie nieszablonowym dialogu, w śmiałości poetyckich skojarzeń, w intelektualnej grze wreszcie, inspirującej, zmuszającej do współdziałania. Historycy literatury zestawiają nazwisko Claudela z największymi nazwiskami w dziedzinie dramatopisarstwa wszystkich epok. Gdybym miał wskazać na pokrewieństwa, wymieniłbym Conrada (człowiek ze wszystkimi swymi konfliktami i problemami, na tle natury, która problemów tych nie unicestwia, lecz je pogłębia), lub Joyce'em. Wielokondygnacyjne utwory Joyce'a pełne są symboliki, wszystko tam obdarzone jest przez autora zaszyfrowanymi, ukrytymi znaczeniami. Ale można nie wgłębiać się we wszystkie te nadmiernie skomplikowane (jak w traktatach średn