Oglądając premierę lalkowego widowiska "Niech żyje Punch!" według scenariusza, w inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Fełenczaka w białostockim TEATRZE LALEK pomyślałam ze smutkiem, że jechałam tu, aby zobaczyć kukiełki, pacynki, marionetki, pałuby - słowem, aby ujrzeć lalki. Tymczasem pokazano mi mało lalek i tylko trzy bardzo krótkie lalkowe sceny z Punchem, które zginęły wśród epizodów żywego planu. Zawód spotkał mnie zresztą już na początku przedstawienia w czasie przydługiego prologu (jeśli rzecz zrozumiałam, miał symbolizować zmartwychwstanie bohaterów Puncha) i później podczas kolejnych wstawek przedzielających sceny lalkowe: z Kordiana, w którym Słowacki napomyka o Punchu, z Ryszarda III (dialog Lady Anny i Ryszarda) i Henryka IV (monolog Falstaffa) Szekspira. Sceny lalkowe nie miały nic wspólnego z próbą polskiej rekonstrukcji widowiska z Punchem - angielską pacynką z XVIII w. uosabiającą bezkarnego zabijakę i bezczelnego �
Tytuł oryginalny
Punch w Białymstoku
Źródło:
Materiał nadesłany
?