W 1904 roku niedoszły kapłan Frederick William Rolfe, opętany ideą odnowy religii obieżyświat i mizantrop, wydał autobiograficzną powieść o człowieku co rozmiłowany w wierze znienawidził wiernych. O jej wartości i stylistyce trudno sądzić nie znając oryginału. Jeśli wierzyć tym co ją czytali, winna była w swoim czasie zbulwersować bodaj lojalnych wyznawców Kościoła. Przeszła bez echa, choć trafiała w sprawy wówczas istotne. Kiedy w sześćdziesiąt lat później dziennikarz i reżyser Peter Luke budował na kanwie tamtej książki swojego Hadriana - katolicyzm trapiły już problemy innej rangi. Nawet ortodoksi zdołali w międzyczasie przywyknąć do drastycznych sporów, wybuchających już nie tylko wokół, ale i w łonie samego Kościoła. Wbrew efektownym stwierdzeniom niektórych krytyków, między projektami poczciwego buntownika Rolfe'a a programem niezwykle współczesnych reform Jana XXIII nie może być żadnego porów
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1