"Sieroty" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
To bardzo potrzebna sztuka, inteligentnie skonstruowana, bo podstępnie budzi demony, przede wszystkim w bohaterach, ale - kto wie - może i w nas, patrzących. Oto do pokoiku, w którego bezosobowym wnętrzu młodzi małżonkowie świętują przy winie jakąś swoją uroczystość, wpada jak bomba brat Helen w zakrwawionej koszuli. Najpierw budzi współczucie, kiedy jednak podejrzenie, że jest ranny, zostanie rozwiane, rodzą się pytania, skąd te krwawe plamy. Helen wymusza na mężu, aby nie zawiadamiał policji - Liam miał już kłopoty, to mogłoby mu złamać życie, a rodzina powinna trzymać się razem. I tak, od rzemyczka do koniczka, wyspa "białych ludzi" tonie w morzu kolorowych, podejrzanych sąsiadów, wokół niebezpiecznie, mury pomazane graffiti, agresja rodzi się za lada podmuchem. Co więcej, Liam i Helen to sieroty, wychowywane bez rodziców, a z taką biografią chce się wziąć odwet na życiu. Dennis Kelly, nazywany w Wielkiej Brytanii dramaturgiem po Al-K