Kim jest recenzent? Strażnikiem własnego (lub cudzego, choćby i dość powszechnie stosowanego) kodeksu? Obrońcą widza, przestrzegającym go i pouczającym, iżby nie popadł w sidła pseudoartyzmu? Obrońcą artysty przed widzem - leniwym, nie chcącym pojąć znaczeń ukrytych kunsztownie pod powierzchnią, żądnym rozrywki, a nie myślenia? Sądzę, że powinien być na użytek środków masowego przekazu mediatorem między nadawcą a odbiorcą, chroniącym wartości przed ich rozmyciem, ale też nie żywiącym dla swego czytelnika, (a potencjalnego widza) owej źle tajonej pogardy "wtajemniczonego", który uważa gust publiczności z góry za niesłuszny lub co najmniej podejrzany (co zdarza się niektórym naszym estetom). Wszystkie te niezbyt wesołe myśli nachodziły mnie w trakcie premiery "Radosnych dni" i "Komedii" Samuela Becketta w Teatrze Kameralnym, w reżyserii Bogdana Hussakowskiego. W programie spektaklu widz nie wtajemniczony może przeczytać instrukcję same
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa