W ciągu ostatnich kilku sezonów teatralnych na scenach polskich znowu zagościły "Dziady". Bezpośrednio po inscenizacji Dejmka, a potem Swinarskiego, brakowało reżyserów posiadających dość odwagi, aby zmierzyć się z arcydramatem narodowym. Co zresztą wyszło chyba życiu teatralnemu w Polsce na dobre. Bo - po pierwsze - choć "Dziady" powinny stale, jak sądzę, znajdować się w repertuarze któregoś z wielkich, znaczących teatrów (do dziś Teatr Stary w Krakowie gra "Dziady" w reżyserii Konrada Swinarskiego), to jednak ich inscenizacje - jeśli mają być odbierane jako teatralne święto, jako misterium sztuki narodowej - nie mogą pojawiać się - jakby zaplanowane przez mecenasów kultury - co sezon. Po wtóre zaś ów worek z inscenizacjami "Dziadów", który rozwiązał się w ostatnich dwóch, trzech latach, uprzytomnił, jak niewielu jest twórców umiejących to dzieło wystawić na poziomie. Nie wspominając już o rozmaitych eksperymentach bez pokrycia
Źródło:
Materiał nadesłany
"Zwierciadło" nr 1