- Myśleliśmy, że będziemy pierwsi na świecie z takim połączeniem. Niestety, na ten sam pomysł wpadli w Operze Frankfurckiej, w grudniu była premiera - mówi ŁUKASZ BOROWICZ, dyrygent oper "Dydona i Eneasz" i "Zamek Sinobrodego" w łódzkim Teatrze Wielkim.
Jędrzej Słodkowski: Nieczęsto wykonuje się dwa utwory operowe jednego wieczoru. Czy to dla pana pierwsze tego typu doświadczenie? Łukasz Borowicz: To wcale nie taka rzadka praktyka. Opery jednoaktowe zawsze się łączy z innymi, np. "Rycerskość wieśniaczą" z "Pajacami". Ale ja poprowadzę taką premierę pierwszy raz w życiu. W łódzkiej operze połączono dzieła z XVII i XX w., a to już na pewno rzadkość. - Myśleliśmy, że będziemy pierwsi na świecie z takim połączeniem. Niestety, na ten sam pomysł wpadli w Operze Frankfurckiej, w grudniu była premiera. Zabawne, bo reżysera Barriego Kosky'ego znam osobiście, ale nie opowiadałem mu o tym pomyśle. Jacek Gąsiorowski, reżyser łódzkiej inscenizacji, opowiada, że gdy Piotr Kamiński zaproponował mu połączenie Purcella z Bartokiem, pomyślał: "Kamiński zwariował!". A pan? - Znam go od kilku lat i wiem, że jeśli chodzi o pozytywne zwariowanie na punkcie muzyki, to utrzymuje się na st