Nawet atrakcja w postaci gościnnego udziału gwiazdy - Grażyny Szapołowskiej, nie oglądanej na scenie od siedemnastu lat - nie uchroniła premiery "Dawnych czasów" przed fiaskiem. Inscenizacja Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej stanowczo rozminęła się z tematyką sztuki Harolda Pintera. Nie pomogła też znakomita, jędrna polszczyzna przekładu Bolesława Taborskiego. Jedno z najważniejszych oskarżeń naszej wyalienowanej i zbanalizowanej do cna współczesności, ogląda się na małej scenie Narodowego bez emocjonalnych wstrząsów. Z chłodnym dystansem. Dziwi to tym bardziej, że Pinter jest mistrzem w dozowaniu scenicznego napięcia. Dramaturgiem, który wychodząc od banalnych zdarzeń, umie tak zagęścić atmosferę tajemnicy, że aura osaczenia paraliżuje nie tylko bohaterów, ale udziela się również widzom. Jednak nie w tym przypadku. Trójka bohaterów o mocno powikłanych wzajemnych związkach erotyczno-uczuciowych, spotyka się po 20 latach
Tytuł oryginalny
Przypalanie fleków
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 51