Była noc. Paweł Miśkiewicz, dyrektor artystyczny Teatru Polskiego we Wrocławiu, jechał autem do Kalisza, na festiwal teatralny. Słuchał radia. Piosenki wlatywały mu jednym uchem, a drugim wylatywały. Nagle z głośnika popłynęły dźwięki i słowa, które go zahipnotyzowały. Była w tym melancholia, desperackie wołanie do Boga, transowy, kołyszący rytm, z czym idealnie komponował się widok za szybą: mknące przez ciemną przestrzeń smugi światła samochodu, wyławiające przydrożny krajobraz - kontury drzew, słupy, znaki... - Miałem wrażenie, jakbym słuchał poezji śpiewanej, ale zupełnie innej - opowiada Miśkiewicz. - Wiedziałem, że to hip-hop, choć nigdy wcześniej nie miałem ani okazji, ani ochoty do niego się zbliżyć. Bo ja zatrzymałem się na muzyce klasycznej, jestem człowiekiem trochę z poprzedniej epoki, zagubionym w tym współczesnym zgiełku. To wspomnienie - pięknej muzyki i słów na tle nocy rozoranej światłem -
Tytuł oryginalny
Przypadek Grammatika
Źródło:
Materiał nadesłany
Magazyn nr 69