Do przedstawienia, wystawionego w Schauspiel Stuttgart przez polskiego reżysera Krzysztofa Garbaczewskiego, najlepiej pasują określenia takie jak "odjechany, szalony, pojechany" - pisze Steffen Becker w Nachtkritik.
Kaligula - imię, wywołujące mocne skojarzenia. Ten rzymski cesarz swojego konia uczynił senatorem, oddawał się niewiarygodnym seksualnym wybrykom, a poza tym był wyjątkowo krwiożerczy. Starszym przedstawicielom inteligencji na pewno przypomni się w związku z tym skandal wokół porno dla intelektualistów z Malcolmem McDowellem i Helen Mirren. Później historyczną perspektywę trzeba było skorygować. Postępki "szalonego" władcy były jednak podporządkowane pewnej logice - koń i seks z żonami senatorów miały na celu upokorzenie starych elit, a wybujała przemoc miała umocnić władzę absolutną i zabawiać lud. Albert Camus już dziesiątki lat wcześniej - w napisanym w 1938 roku "Caliguli" - podjął się takowej "rehabilitacji". Jego sztuka, wystawiona teraz w Schauspiel Stuttgart przez polskiego reżysera Krzysztofa Garbaczewskiego, pokazuje władcę jako człowieka poszukującego szczęścia w egzystencji, co do której zrozumiał, że jest ona pozbawiona s