- Wydaje mi się niezwykle cenne, by wytrącić człowieka z pewności oceny drugiego człowieka. W tym też wyraża się mistrzostwo Josepha Conrada, by być poza doktryną i poza dogmatem. Czy na pewno wiemy, jak byśmy się zachowali w chwili próby? Ja nie mam takiej pewności - mówi Janusz Opryński o spektaklu "W oczach Zachodu", którego premiera odbyła się w Teatrze Polskim w Warszawie.
"W oczach Zachodu" to ta powieść Josepha Conrada, w której autor najmocniej odnosił się do realiów. Jest Pan reżyserem spektaklu o tym tytule na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Dlaczego dziś wracamy do tego dzieła o rosyjskiej rewolucji? - Bo to przede wszystkim wielka literatura. Niemal każdy tytuł Conrada to wielka literatura, a jednak zdecydował się Pan na ten konkretny. - Nie zgodzę się z Panią, że niemal każda powieść Conrada to wielkie dzieło. Więc co sprawiło, że w Pana ocenie "W oczach Zachodu" to wielka literatura, nawet na tle innych powieści Conrada? - Użyję tu słów Marii Dąbrowskiej. To, co w literaturze jest powtarzalne i co jest aktualne, wydaje się arcydziełem literackim. Tak jak dramaty Szekspira. W powieści "W oczach Zachodu" odnajdujemy dwie rzeczy: emocje i problem. Jest człowiek, który chce walczyć o wolność, i jest potężny aparat państwa, który chce mu to uniemożliwić. Przyglądamy się tym postawom.