XII Ogólnopolski Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi podsumowuje Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.
Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych stał się łódzkim oknem na świat teatru. Podczas gdy rozmaici impresariowie sprowadzają do Łodzi komercyjne komedyjki z warszawskich scen bulwarowych, organizujący festiwal od 11 lat Teatr Powszechny zaprasza, jeśli nie wyłącznie, to wiele najważniejszych inscenizacji przełomu sezonów. I jeśli nawet proponuje śmiech, to ten refleksyjny, jakże daleki od rechotu. Przyglądając się tegorocznej imprezie z dystansu, można zaryzykować twierdzenie, iż był to chyba najlepszy z dotychczasowych festiwali (choć ubiegłoroczny również bardzo cenię). Na osiem zaprezentowanych przedstawień jedno było okropne, dwa dyskusyjne, a pięć wspaniałych. Takich proporcji nie ma chyba na żadnym znanym mi festiwalu. Kłopot z Jandą, himalaistka Komorowska Nieporozumieniem, jeśli można tak powiedzieć - jakościowym, był spektakl Teatru Polonia "Stefcia Ćwiek w szponach życia" w reżyserii Krystyny Jandy. Lepiej wypadł jej mon