- Nie wiem, kim był Grotowski. W nim było takie bogactwo, że każdy mógł go widzieć prawdziwie, ale inaczej. Ja jestem racjonalistą i moje spojrzenie na Grotowskiego zawsze go przyginało do mojego światopoglądu. Ale dziś jestem niemal pewny, że się myliłem. Że on się takiemu racjonalizmowi wymyka - o mistrzu i artyście opowiada prof. Józef Kelera, w rozmowie z Magdą Piekarską z Gazety Wyborczej - Wrocław.
Rozpoczął się obchodzony na całym świecie pod auspicjami UNESCO Rok Jerzego Grotowskiego[na zdjęciu]. Postaci twórcy Teatru Laboratorium poświęcone będą sesje naukowe, wystawy i działania teatralne w Nowym Jorku, Paryżu, Hawanie i Canterbury. Reformatora współczesnego teatru wspomina prof. Józef Kelera, który jako krytyk towarzyszył jego twórczości. Magda Piekarska: Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Jerzym Grotowskim? Józef Kelera: Tak. To było w Opolu, na początku września 1959 roku. Na pierwszej premierze w Teatrze 13 Rzędów - według "Orfeusza" Cocteau. Pojechałem tam jako recenzent "Odry". O Grotowskim nic jeszcze wtedy nie wiedziałem. Ale zaproszenie na premierę podpisał także dobrze mi znany Ludwik Flaszen. I tam właśnie zobaczyłem Grota. Był to dość wysoki, młody, lekko tęgawy człowiek, w czarnym garniturze, białej koszuli, bez krawata, w ciemnych okularach. Pucołowaty, wyrośnięty chłopiec - tak go zapamiętałem. Dost