PRZED wojną nie myślałem o tłumaczeniu czegokolwiek. Ale w 1947 roku Tadeusz Breza przywiózł mi z Paryża egzemplarz "Kaliguli" Alberta Camusa. Ze swym zagadkowym uśmiechem wręczył mi sztukę, dodając: - Jestem pewien, że się zachwycisz tym utworem i że go przetłumaczysz. Zdziwiłem się, ale natychmiast zacząłem czytać. Mało wiedziałem o młodym autorze francuskim. Niezapomniany prof. Jean Bourrilly, który został dyrektorem wskrzeszonego Instytutu Francuskiego w Krakowie przy ul. Świętego Jana, opowiadał, że trzej pisarze znajdują się od 1944 roku na ustach całej Francji: Sartre, Malraux oraz najmłodszy z nich (urodzony w 1913), Camus. Ten ostatni głosił potrzebę precyzji myślowej, którą nazywał "uczciwością pisarską". Przeczytałem "Kaligulę" jednym tchem, choć zaczynałem to czynić nieufnie. Wkrótce potęgowały się wrażenia. Wyczułem przede wszystkim znajomość sceny, choć nie wiedziałem, że Camus był p
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 39