"Młody Stalin" w reż. Ondreja Spiśaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Odrze.
"Młody Stalin" jest kto wie czy nie największym zdziwieniem kończącego się z wolna sezonu teatralnego 2012/2013. Sezonu, w którym nie było wielkich olśnień czy rozbłysków (choć pojawiło się parę obiecujących nazwisk). W którym było bardzo dużo przyzwoitych przedstawień, rzetelnych, niegłupich, aczkolwiek z lekka nadto poczciwych. W którym było sporo hucpy i młodoreżyserskiej dezynwoltury, jak zawsze ostatnio. I w którym były też niepowodzenia, nieomijające i mistrzów, niektóre dojmująco bolesne, inne zwyczajnie irytujące. "Młodego Stalina" niepodobna jednak dopisać do żadnej z tych kategorii. Bo to nie jest po prostu takie tam przedstawienie, nie bardzo udane, może niedopracowane, pospieszne, szwankujące na rzemieślniczym poziomie. Powszednia porażka, jaka zdarza się każdemu i na którą się macha ręką. Nie, tu zdarzyło się coś innego, dziwniejszego. Autorsko-reżyserski duet, któremu najwięksi z wrogów nie odmówiliby artystycznej kla