Ostatnia premiera w Teatrze Narodowym nawiązuje jawnie do sławnego cyklu prac Hanuszkiewicza nad Norwidem i Słowackim ("Beniowski"), do jego dawnych "tele-patrzydeł" o Prusie i Boyu. Ta sama luźna, epicka konstrukcja obrazów, które spina ledwie pozorowany zamysł fabularny; podobna gospodarka aktorem, który gra tu poprzez zbiorowość, niewiele mając okazji do indywidualnych zabłyśnięć. A przecież, mimo tych jawnych podobieństw, premiera jakaś inna. Nie tylko tym, że sam pisarz od poprzedników odmienny. Ale i twórcy przedstawienia poprowadzili je inaczej. Zadając nam do myślenia temat fredrowski zrobił to Hanuszkiewicz w sposób dosyć perfidny, gdyż spektakl, co do myślenia ma nas sprowokować, zdaje się być nieledwie szary w zestawieniu już nie tylko ze wspomnieniem o "Beniowskim" i "Norwidzie", lecz w zestawieniu z samym obiegowym sądem o kolorach, którymi się komedia fredrowska mieni. Hanuszkiewicz kolory oddał w wyłączny pacht Kołodziejowi, któr
Tytuł oryginalny
Przyczynek do biografii pisarza Fredry
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 27