Stara prawda, że najgroźniejszą bronią jest śmiech. Równie stara, że dobry dowcip zależy od pomysłu. Od przystosowania do momentu, miejsca i nastroju. To samo dotyczy teatru. Najpierw liczy się pomysł i przewidziana reakcja publiczności. Potem wykonanie. Tak bywało i w czasach kiedy żartować było najbrudniej. Festiwal teatrów studenckich w 1970 roku. Każdy zespół musi obowiązkowo wykonać jakiś osobny spektakl albo etiudę; dla uczczenia stulecia urodzin Lenina. Warszawska Sigma zadowala się odczytywaniem opowiastek o dobrym dziadku Leninie, napisanych dla radzieckich dzieci przez Zoszczenkę, który to zbiorek stał się wówczas - z zupełnie innego powodu niż zamierzony przez wydawców - absolutnym bestselerem. Łódzki Teatr 77 wystawia pantomimę o Wodzu Rewolucji. Z okrzykami: hej ruup! wyrzucani są ze sceny kolejni wrogowie ludu, po czym zespół chwyta przyglądającego się tej akcji kolegę grającego Lenina i unosi do góry w akcie apoteozy, a na to
Tytuł oryginalny
Przy czerwonym stoliczku
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 88