- Straciłem zdolność posługiwania się innymi językami. Przede wszystkim zaś nie odzyskałem dotąd zdolności wymyślania. Mogę tylko rekonstruować fakty czy odczucia, nie potrafię wyobrażać sobie fikcyjnych sytuacji, postaci, dialogów. Nie wiem, czy ta podstawowa pisarska zdolność kiedyś do mnie powróci. Poczekamy - mówił w 2006 roku Sławomir Mrożek w rozmowie z Andrzejem Franaszkiem i Janem Strzałką w Tygodniku Powszechnym.
"Tygodnik Powszechny": Zacznijmy najprościej. Dlaczego książkę poświęconą własnemu życiu zatytułował Pan "Baltazar"? SŁAWOMIR MROŻEK: Trzy lata temu przyśniło mi się, że udam się w podróż za granicę i że władze kraju, do którego się wybiorę, spełnią moje pragnienia, pod warunkiem jednak, iż nie posłużę się swym prawdziwym nazwiskiem, a imieniem Baltazar. Nie przywiązuję znaczenia do snów, ale ten zapamiętałem bardzo wyraźnie i zapadł mi głęboko w pamięć, choć nie próbuję go do końca zrozumieć. Podoba mi się wykładnia, którą we wstępie do książki umieścił Antoni Libera, porównując mnie do biblijnego ostatniego króla Babilonu, któremu na ścianie pałacu tajemnicza ręka wypisała słowa mane, tekel, fares. Jest to jednak tylko interpretacja. Choroba. - Gdy myślimy o Sławomirze Mrożku, przypomina nam się stereotypowe wyobrażenie Pana jako człowieka zamkniętego w sobie i starannie chroniącego swoją prywatność. Tymcza