Prapremiera opery Andrzeja Czajkowskiego "Kupiec wenecki" była wydarzeniem ubiegłorocznego festiwalu w Bregencji. Wystawiono ją w koprodukcji z warszawskim Teatrem Wielkim-Operą Narodową. "Ruch Muzyczny" relacjonował prapremierę w numerze 11/2013 piórem Tomasza Cyza. Niedawno zaś przedstawienie to, w identycznej postaci, choć w nieco zmienionej obsadzie, mogła oglądać publiczność warszawskiego Teatru Wielkiego.
Bywa, że geneza dzieła okazuje się co najmniej równie interesująca, jak ono samo. Nic dziwnego, że klucza do interpretacji szuka się chętnie w biografii twórcy, w zmiennych kolejach jego losu, skłonnościach, pasjach i doświadczeniach. Takie podejście wobec opery innego Czajkowskiego demonstruje Keith Warner, reżyser premierowej inscenizacji. Historię stworzoną przez mistrza ze Stratfordu każe więc oglądać przez podwójny pryzmat: homoseksualizmu kompozytora oraz jego traumatycznego dzieciństwa, przeżytego w ukryciu i w ciągłym zagrożeniu. Oba aspekty wiążą się z piętnem obcości, wykluczenia, podobnego w pewnym sensie temu, jakiemu podlega Szekspirowski lichwiarz. Andrzeja Czajkowskiego nie musimy naszym Czytelnikom specjalnie przedstawiać - na łamach "Ruchu Muzycznego" sporo o nim pisano (choćby w poprzednim numerze). Przypomnijmy, że jako dziecko został wykradziony z warszawskiego getta. Obdarzony błyskotliwą inteligencją i wybitnym talentem muz