Rozmowa z MAŁGORZATĄ ANNĄ SIUDĄ, która debiutuje jako reżyser, wystawiając "Czaszkę z Connemara" w Lubuskim Teatrze
- W jaki sposób rodowita bielszczanka, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie trafiła do Zielonej Góry? - Śladem rodziny... Babcia Marty Artymiak (aktorki Lubuskiego Teatru - dop. D. P.) i mój tata są rodzeństwem, a ja - ciocią Marty. Rok temu przyjechałam tu, obejrzałam kilka przedstawień, m.in. "Powrót" J. Łukosza na Scenie Młodych Reżyserów. Zobaczyłam na scenie aktorów, którzy mnie zainteresowali. Pomyślałam: chciałabym z nimi pracować. Jestem bardzo wdzięczna Andrzejowi Buckowi, że dał mi taką szansę. - Przyszła pani ze sztuką McDonagha? - Przyszłam z kilkoma propozycjami, m.in. z "Makbetem". To sztuka, która za mną chodzi, która mi się śni. Nie wiedziałam, że jest już w planach. Dyrektor Buck zaproponował mi "Czaszkę"... - Reżyserski debiut to - prócz początku zawodowej drogi - także ukoronowanie marzeń. Pamięta pani, kiedy po raz pierwszy pomyślała o tym, żeby zostać reżyserem? - Miałam 14 lat, marząc o reżyserii.