Szalona sylwestrowa noo w Operze Wiedeńskiej. Na parkiecie arystokratyczne pary wirują w rytm walców Straussa, podziwiane z lóż przez szacowne matrony. Białe, wydekoltowane suknie pań tajemniczo szeleszczą przy kolejnym obrocie i zetknięciu się z czarnymi frakami panów. Nad wszystkim delikatną mgiełką unosi się zapach perfum. Opowiadać o takiej nocy z moich snów mogłabym długo; a tu przecież czeka bardziej przyziemny i mniej wyrafinowany temat. Jak na karnawał przystało też związany z tańcem. W Teatrze Im. J.Słowackiego (jakie to cudowne miejsce na bal!) przygotowano spektakl "Tańce w Ballybeg" Briana Friela - rzecz o pięciu samotnych kobietach, dla których jedyną rozrywką są pląsy przy ciągle psującym się radiu. Podobnie jak dobrze urodzone damy, one też szykują się do swego święta. Jest to pogańskie święto Lughnasy, obchodzone w Irlandii z okazji rozpoczynających się właśnie żniw. W żarze sierpniowego słońca dojrzew
Tytuł oryginalny
Przetańczyć całą noc?
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 2