"Rzeźnia" Sławomira Mrożka w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Nie zobaczymy (a raczej nie usłyszymy, jak chciał Mrożek, bo "Rzeźnia" to słuchowisko) romansu Skrzypka i Flecistki, nie usłyszymy brzmienia fletu i skrzypiec ani ryków zarzynanych wotów. W tym spektaklu świat zostanie powołany do istnienia w wyobraźni bohatera. Najpierw zamknięty w pokoju ćwiczeń muzycznych zabawia się z lalką Barbie, która potem ożyje i przemówi. Potem ożywi popiersie Paganiniego. U progu sukcesu zwątpi w sztukę, uwierzy w prawdę natury i zostanie rzeźnikiem. Przestroga Mrożka przed katastrofą kultury - nadal aktualna - choć wyłożona klarownie i solidnie, traci na ostrości, bo Skrzypek (Tomasz Schuchardt) jest tu osobowością neurotyczną, na granicy autyzmu, można więc traktować jego konflikt ze światem jako przypadek medyczny. Ale i tak zapamiętamy przemianę giętkiego Dyrektora filharmonii z admiratora muzyki w menedżera rzeźni głoszącego nienawiść do kultury (Piotr Fronczewski) i kult zabijania. Na straży życia pozost