"Dziady" w reż. Jacka Andruckiego w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Ryszard Zatorski w Trybunie.
Mickiewiczowskie "Dziady" na scenie Teatru Siemaszkowej być może przyciągną młodą widownię z ciekawości dla arcydzieła literackiego, albo choćby tylko dla wygodnego zastąpienia lektury obrazem. Co zawsze jest jednak zabiegiem i oczekiwaniem złudnym. Ale reżyser Jacek Andrucki dość wiernie przekazał treść dramatu. Może nawet za dokładnie, co spektakl niepomiernie rozciąga w czasie, a chwilami -jak choćby w scenie więziennej - zdaje się bardziej przypominać statyczne wzory inscenizacyjne teatrów poetyckich przed kilkudziesięciu laty. Ten niedosyt równoważą jednak znamienici w swych rolach aktorzy, a w tym gronie przede wszystkim Robert Chodu. Bardzo interesujący był pomysł reżyserski Andruckiego i scenograficzny Bogusława Cichockiego z ogromnym krzyżem wypełnionym ziemią i lampionami niczym groby na wiejskim cmentarzu, gdy opasane są jedynie surowymi deskami. Z krzyżem umieszczonym w foyer teatru tuż przy schodach wejściowych, a powielonym na