Wziąć nieco z konwencji tragedii antycznej, trochę z Brechta, dodać konstrukcję moralitetu a bohatera współczesnego zaprawić gorzkim sądem o źle urządzonym świecie, a wszystko to dokładnie zmieszać i podać w formie scenicznego żartu. Otrzymamy nową sztuką Max Frischa graną w Teatrze Współczesnym w Warszawie: "Biedermann i podpalacze". Na prapremierze w Zurychu w 1958 r. była to jednoaktówka zakończona sceną pożaru miasta, później dodał autor epilog - scenę w piekle. Z tą wersją poznajemy się na warszawskim spektaklu i - uprzedzając dalsze wywody - zaznaczę, że to chyba osłabiło artystyczny efekt. Epilog dramaturgicznie nie wnosi nic nowego, jest to raczej zbędna kropka nad i. W sztuce tej obserwujemy cechę tak charakterystyczną dla współczesnej dramaturgii: mówienie rzeczy przykrych, czasami wręcz tragicznych o dzisiejszym człowieku - w sposób komediowy. Kto wie, może to też jest bawienie się prawdą, jak Biedermann za
Tytuł oryginalny
Przepis na każdego
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny