Wróciła z wywczasów w Londynie znajoma uczona z IBL-u, literaturoznawczyni i teatromanka. Oglądała tam przeważnie Szekspira, lecz raz ją też zaniosło na rzecz współczesną - na "Arkadię" Toma {#au#905}Stopparda;{/#} prapremierę przygotował w zeszłym roku National Theatre, po czym sztuka trafiła na komercyjny West End i utrzymuje się tam z sukcesem już niezły szmat czasu. Miłośniczkę sceny z Polski oszołomiła nie sama tylko inscenizacja, ale i reakcje widowni. Wyobraź sobie - opowiadała - półtoratysięczną (!) publiczność wieczoru, która swobodnie, z lubością połyka erudycyjne żarty, językowe stylizacje, finezyjne wywody. Ogromną, rozbawioną salę, czułą właśnie na subtelności i wyrafinowania konwersacji, żywą i wdzięczną, mimo że teatr nie podsuwa jej żadnych widowiskowych atrakcji, niczego właściwie - poza czystym, perfekcyjnym dialogiem. Wymieniliśmy doświadczenia: ja także jeździłem oglądać "Arkadię" - nie do Anglii wszak
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 36